Każdego dnia internet zalewają setki zdjęć. Portale prześcigają się w doborze fotografii przykuwających uwagę, bo dobrze dobrane zdjęcie – to część sukcesu.

My sami chcemy uwiecznić wszystko co ważne i co wydaje się być ulotnym. Pragniemy poniekąd zatrzymać czas, mamy nadzieję, że pokaźna galeria zdjęć nam w tym pomoże. Niegdyś gromadziliśmy zdjęcia w albumach, dziś zapisujemy je w telefonie, często z aparatu wgrywamy na komputer. Nierzadko ulepszamy na własne potrzeby, aby były doskonałe.

Zdjęcia stały się nieodłączną częścią naszego życia

Coraz częściej bierzemy udział w wyścigu, w którym nagrodą jest imponująca liczba lajków, komentarzy, czy nawet udostępnień.

Codziennie obserwujemy przepiękne sesje zdjęciowe nie tylko gwiazd internetu, czy telewizji, ale naszych znajomych i krewnych. Dostaliśmy bzika na punkcie zdjęć bez skazy, pomagają nam w tym profesjonaliści trudniący się tym rodzajem sztuki, a także specjalne programy do obróbki zdjęć i dodawane filtry.

Pewnie się ze mną zgodzicie, że całkiem przyjemnie ogląda się takie fotki i aż korci, aby samemu zafundować sobie choć raz sesję pod okiem ludzi wyspecjalizowanych w tej branży.

Dążymy do idealnego życia i wszystko to chcemy pokazać na zdjeciach

Wszystko to wydaje się być piękne, idealne, estetyczne i schludne. Tylko wiecie czego mi zawsze brakuje na tych fotografiach – prawdy w czystej postaci. Każda poza wydaje się być przemyślana, wystylizowana, pozbawiona spontaniczności i naturalności.

Staramy się mieć idealne życie i te wszystkie zdjęcia mają odtworzyć tą idealną, choć lekką wymuszoną radość. Nie twierdzę, że wszystko odbywa się na potrzeby kreowania fałszywej rzeczywistości, ale wiele z tych fotek jest ulepszoną wersją tego co naprawdę prawdziwe.

Nie dajmy się zwieść pozorom

Zachęcającymi do robienia tych zdjęć bez skazy, są niewątpliwie osoby popularne i znane w świecie show – biznesu.

One same retuszują zdjęcia, po czym wrzucają je do sieci, gdzie zwykli ludzie zachwycają się ich nieskazitelna sylwetką, doskonałą twarzą bez zmarszczek i niby naturalnym błyskiem w oku. Wystarczy spojrzeć na pierwsza lepszą okładkę gazety, gdzie sztab stylistów trudzi się i poci, aby uzyskać twarz idealnie wygładzoną, pozbawioną niedoskonałości, bez podkrążonych oczu i drugiego podbródka.

Tylko pytanie, czy to nadal jest ta sama osoba, czy znów tylko lepsza wersja jej samej? W takim wypadku na prowadzenie nie wysuwa się uroda artystki, czy celebrytki, a widoczny retusz.

Co nam daje rozkochiwanie się w takim rodzaju fotografii? Może to rodzaj zaklinania rzeczywistości i oszukiwania siebie samych?

Dzisiejszy odbiorca jest bardzo wymagajacy

Ta lawina zdjęć i fotomontażu jest już tak obfita, że mam wrażenie, iż nic już nie jest nas w stanie zachwycić. Widzieliśmy już tak dużo, że odnoszę nieodparte wrażenie, że zachwyt jest wręcz niemożliwy. I nie wiem co jeszcze musiałoby się zdarzyć, bym zatrzymała się przy jakimś zdjęciu, wpatrywała przez dłuższą chwilę i nie mogła oderwać wzroku.

Są zdjęcia, które potrafią poruszyć każdego

Są jednak zdjęcia, przy których człowiek nie może przejść obojętnie. Zdjęcia, które zmieniają bieg historii i wyrażają więcej niż tysiąc słów. Po prostu patrząc na nie, nie trzeba nic mówić, bo wszystko już zostało dopowiedziana. Zdjęcie te nie potrzebują żadnych komentarzy i zachwytu, nie potrzebują lajków, bronią się swoją mądrością i wartościowym przekazem.

Historia jednej z najlepszych fotografii wszech czasów

Zdjęcie, nad którym chciałabym się dziś skupić zostało uznane przez National Geographic za najlepszą fotografię 1987 roku, a już kilkanaście lat później znalazło się wśród stu najlepszych zdjęć wszech czasów.

Mowa tu o słynnej fotografii uwieńczającej pomyślny przeszczep serce wykonany przez wybitnego kardiochirurga Z. Religę, pioniera tak inwazyjnych zabiegów w Polsce.

Fotografia przedstawia zmęczonego profesora Religę, siedzącego na krześle obok stołu operacyjnego, na którym leży pacjent. Wzrok lekarza skierowany jest na aparaturę monitorującą pracę serca mężczyzny. W rogu sali na materacu śpi wyczerpany asystent (Romuald Cichoń).

Nikt tu nie dbał o szczegóły, o detale, a pomimo tego zdjęcie zachwyca, przykuwa uwagę, sprawia, że chcemy się w nie wpatrywać, poznać  jego historię, poznać ludzi na nim występujących, zaspokoić ciekawość.

Zdjęcie, o którym pisze zostało wykonane w nocy z czwartego na piątego sierpnia 1987r.  przez Jamesa L. Stanfielda – fotografa N. G.

Całe to zapierające dech w piersiach wydarzenie miało miejsce w klinice w Zabrzu. Był to w sumie dziewiętnasty przeszczep serca, ale pierwszy, który zakończył się ogromnym sukcesem. Pacjent ze zdjęcia to Tadeusz Żytkiewicz, który po przeszczepie dożył sędziwego wieku, a profesor dzięki swojej wytrwałości i zamiłowaniu do medycyny, ściślej mówiąc kardiochirurgii, podarował mu dodatkowe trzydzieści jeden długich lat życia.

Fotografia ta stała się ikoną, symbolem polskiej transplantologii, nadzieją dla czekających na przeszczep pacjentów. Podsumowaniem ciężkiej zespołowej i   trwającej ponad dwadzieścia trzy godziny pracy.

Na czym polega sukces tego zdjęcia?

W mojej ocenie sukces tego zdjęcia ukryty jest w jego autentyczności, nie ma na nim mowy o jakimkolwiek pozowaniu, ustawce, czy celowym zamyśle. Wszystko na tej fotografii jest takim jakim było na tamten moment.

Zdjęcie to stało się jednym z bardziej cenionych zdjęć i pomimo że to wszystko miało miejsce dokładnie 33 lata temu, to nadal wzbudza zachwyt i wywołuje emocje.

Fotografia ta stała się punktem kulminacyjnym filmu „Bogowie” z Tomaszem Kotem w roli głównej, który to wcielił się w postać profesora Religi i  fantastycznie odtworzył ją na potrzeby tej fantastycznej produkcji. Film w reżyserii Ł. Palkowskiego, mówiąc w dużym skrócie, przedstawia determinację lekarza i jego prawdziwą wiarę w to co robi,  oraz bezkompromisowość. Mimo wszelkich przeciwności losów, trudnych realiów, dokonuje czegoś na tamten moment niemożliwego. Dzięki swojemu konsekwentnemu postępowaniu i byciu upartym osiąga swój cel. Od tego momentu zaczyna się nowy rozdział w polskiej medycynie, a słowo przeszczep przestaje kogokolwiek dziwić.

Dzisiejszy odbiorca lubi być zaskakiwany

Czy takich emocji nie brakuje nam przypadkiem przeglądając internet, szukając nie wiadomo czego i snując się po różnych stronach bez celu?

Ciągle szukamy czegoś co nas zaskoczy, poruszy, zmieni myślenie i chociaż na chwilę spowoduje osłupienie, a nawet wytrzeszcz oczu. Jednak w dzisiejszym świecie pełnym przepychu, gdzie wszystko wylewa się niczym lawa z obudzonego wulkanu, nie łatwo jest wprowadzić odbiorcę w stan całkowitego osłupienia. Dzisiejszy odbiorca wszelakich treści, wciąż odczuwa niedosyt, nieustannie czuje pewnego rodzaju niezaspokojenie, chce więcej i więcej, szuka tego kogoś kto mógłby mu to więcej zaoferować.

Nie mam wcale tu na myśli wszelakich zdjęć, ale ogólnie rzecz biorąc różnego rodzaju treści, również tych pisanych, oglądanych i słuchanych. Oczekiwania wobec artystów, twórców są wielkie, a poprzeczka zawieszona jest naprawdę wysoko.

Niestety artyści bardziej dbają o siebie niż o swoje dzieło

Dzisiejsze treści w moim przypuszczeniu mają na celu skierować światło jupiterów na artystę, wykonawcę, a nie na to co w danej chwili ma do przekazania. Dlatego też wydaję mi się, że dzisiejszy odbiorca, to ktoś kto nie  zadowoli się byle czym, na pewno nie ochłapem wymyślonym na poczekaniu, często by artysta mógł tylko coś odbębnić – szuka właśnie czegoś autentycznego.

Poszukujemy czegoś co na długo zapisze się w naszej pamięci, by w odpowiedniej chwili móc to przywołać i wrócić do tego dreszczyku i ciarek na ciele, które to mogą pojawić się pod wpływem czegoś niesamowitego.

Celebryci zrobią wszystko by stanąć w świetle fleszy

Niestety tak jak już wspomniałam celem samym w sobie staje się chęć zaistnienia, zwrócenia na siebie uwagi, bycia w centrum.

Mistrzami w tym, chyba się ze mną zgodzicie, są celebryci. I często zastanawiam się, do czego jeszcze mogą posunąć się gwiazdki, bo na miano gwiazd w mojej ocenie trzeba sobie zasłużyć, by zaistnieć? Ile jeszcze muszą pokazać by zdobyć wymarzona liczbę lajków i właściwie co chcą sobie i innym udowodnić? Kilka tygodni temu córka znanej wszystkim Magdy Gessler w zaawansowanej ciąży uwieczniła swoje nagie zdjęcia, mało tego, były to zdjęcia zrobione w Centrum Warszawy. Chciałabym zapytać, nie co autor miał na myśli, ale co tym zdjęciem chciała przekazać ta kobieta? Jeśli chciała mieć pamiątkę z czasów ciąży, rozumiem, mogła zrobić profesjonalna sesję do rodzinnego albumu. Ale jaką pamiątką są jej nagie zdjęcia, które może zobaczyć każdy i pytam po co to było? Mi na myśl przychodzi jedna odpowiedzi – pod publikę.

I dziwi mnie ten zachwyt niektórych, jak to genialny pomysł miała córka Geslerowej. No, ale sorry, jej fota do historii, nie przejdzie, a dla mnie osobiście to szczyt głupoty, możecie się nie zgodzić, ale nie mając już nic do zaoferowania najłatwiej się rozebrać i niejednokrotnie pokazała to już niejedna gwiazdunia, niestety przez małe g. A teksty tupu, że to sztuka rozbawiają mnie do łez. Dla mnie to taki sam rodzaj sztuki jak tatuowanie całego ciała, rozcinanie języka, czy umieszczanie kolczyków tu i ówdzie. Idąc tym tropem moglibyśmy sztuką nazwać każdą głupotę, do której jest zdolny posunąć się człowiek, by tylko przez chwilę zaprezentować swą niestandardową naturę.

Prawdziwa sztuka to przede wszystkim prawda

Dla mnie prawdziwa sztuka to nie ta, która dotyka jedynie zmysły, ale przede wszystkim duszę potencjalnego odbiorcy.

W związku z powyższym nie zawsze to co wydaje się pięknym na pierwszy rzut takim pozostaje, bo przecież prawdziwe piękno jest niewidoczne dla oczu. Piękno nie jedno ma imię i to coś więcej niż estetyka, niż twarz bez skazy, wyrafinowany krajobraz, nieskazitelna barwa.

Do prawdziwego sukcesu wystarczy prawda – tylko tyle, albo aż tyle.

Dobra fotografia obroni się swoją prostotą, przepych to coś co może działać na jej niekorzyść i najlepszym przykładem jest właśnie to zdjęcie.

Niektórzy żyją dla pasji

Dziś mija dokładnie 33 lata od tego wydarzenia. Tamtej nocy zaczął się nowy rozdział  dla przyszłości polskiej medycyny, a zdjęcie stało się symbolem minimalizmu i tego, że prawdziwa pasja nie może mieć nic wspólnego z tkwieniem w sztywnych ramach i lękiem przed wyjściem z własnej strefy komfortu.