Empatia – zdolność współodczuwania stanów psychicznych innych osób (empatia emocjonalna), umiejętność przyjęcia ich sposobu myślenia, spojrzenia z ich perspektywy na rzeczywistość ( empatia poznawcza).
Osoba nieposiadające tej umiejętności nie potrafi ocenić ani dostrzec stanów emocjonalnych innych osób. Silna empatia objawia się między innymi uczuciem bólu wtedy, gdy przygląda się cierpieniu innej osoby, zdolnością współodczuwania i wczuwania się w perspektywę widzenia świata innych osobników.
Empatia obok asertywności jest jedną z dwóch podstawowych umiejętności wchodzących w skład tzw. inteligencji emocjonalnej. Osoby pozbawione zdolności emocjonalnej są bardzo agresywne o silnej osobowości, narzucające swoją wolę i wizję świata, nieznoszące sprzeciwu, nieuznające argumentów innych stron, niedopuszczające do swojej świadomości możliwości własnej pomyłki lub błędu, wysoce konfliktowe, bezkompromisowe. Osoby empatyczne dzięki wczuciu się w sytuacje i psychikę innych stron mają zdolności rozwiązywania konfliktów w związku z czym często pełnią rolę mediatorów.
To jedna z definicji empatii i teoria w czystej postaci, jednak jak to działa w praktyce postaram się przedstawić w tym artykule. Oczywiście jest mnóstwo sytuacji, gdzie można mówić o braku ludzkiej empatii i znieczulicy jak dziś panuje, nie sposób opisać wszystkiego. Natomiast Ja chciałabym opisać sytuacje, gdzie empatia na starcie przegrywa z ludzką ciekawością i brakiem wyczucia. Ciekawością, która bierze górę nad ludzkimi uczuciami, wysuwa się na pierwszy plan, ustępując tym samym miejsca odruchom, które powinny być naturalne i oczywiste, a jak okazuje się, że nie są.
Wyobraźmy sobie wypadek: tłum ludzi, zmiażdżone auta i tylko jedna osoba gotowa nieść pomoc przystąpić do resuscytacji, może inna dzwoniąca po karetkę. Może i ta jedna pomoże i więcej ich nie trzeba. Jednak tłum gapiów, nie pomaga, a jedyne co potrafi czynić to patrzeć na ludzkie nieszczęście. Zawsze mnie to dziwi, gdzie w tym momencie ludzkie odruchy i uczucia, na co Ci ludzie patrzą, co chcą zobaczyć, dlaczego to ich nie przeraża, a jakoś napędza. Tak jakby chcieli pożywić się cierpieniem, nieszczęściem drugiego człowieka. Może po prostu chcą mieć powód do rozmów, przekazywania często bardziej ubarwionego obrazu? Bo działa to w ten sposób trochę dołożę, potem drugi doda no i mamy zwykle zdarzenie odbiegające od faktycznego stanu jaki miał miejsce. Nie raz słyszymy, że pomoc przyszła za późno, bo ludzie stali i patrzyli. Sytuacje nad wodą z tych wakacji, dziecko ratujące tonącego, bo nikt z dorosłych nie zdobył się, na zwykły ludzki gest, nie nazywając już tego odwagą, bo cóż to za odwaga ruszyć na pomoc, gdy się umie pływać? Znieczulica w czystej postaci, co się wysilać przecież jest tylu ludzi dlaczego ja mam reagować? Każdy tak myśli chcąc jak zwykle zrzucić odpowiedzialność na innych. I tak się właśnie okazuje, że ochotników brak. Tylko pytanie, czy ten bierny człowiek chciałby, aby inni tak reagowali na jego krzywdę, czy chciałby, aby ludzie wykazali się taką samą obojętnością, jaką on sam wykazuje?
Nagłe sytuacje i wypadki najlepiej pokazują prawdę o ludziach. Przecież człowieka najlepiej poznaje się w sytuacjach ekstremalnych, zaskakujących i nieprzewidywalnych. Wtedy człowiek pokazuje swoją prawdziwą twarz, zdejmuję maskę, jest całkowicie obnażony i taki jaki jest faktycznie, bez jakiegokolwiek retuszu własnego charakteru. Po prostu nie zdąży wybrać maski, która teraz mu pasuje, nie ma na to czasu, więc albo reaguje, albo pozostaje bierny i tym samym zawsze w takiej sytuacji staje się sobą, najprawdziwszą wersją siebie samego.
Idąc tropem ludzkiej ciekawości, gdzie już jakakolwiek aktywność i pomoc nie są potrzebne, przychodzą mi na myśl się niektóre pogrzeby. Charakterystyczne skupiska ludzi podczas nabożeństw lub, gdzieś w pobliżu by sobie popatrzeć. Znajome prawda? W szczególności dla małych miast i miejscowości. Oczywiście największym zainteresowaniem cieszą się pogrzeby tych „bardziej znanych”, może w jakiś sposób zasłużonych, te na których prawdopodobnie „będzie się działo”. Ludzie Ci nie czynią nic by się ukryć ze swoim wścibstwem, nawet nie udają, że przechodzą przypadkowo, czekają na przemarsz jak na darmowy spektakl teatralny, „a nóż coś się wydarzy”, ciekawe ilu ludzi będzie”, „ kto będzie płakał bardziej, a kto tylko trochę”. Chyba tylko tym się sugerują chcąc coś zobaczyć, bo niby po co tam stoją? Do kościoła nie pójdą, „bo aż go tak nie znałem”, ale popatrzeć na zdruzgotaną rodzinę to już co innego. Zawsze mając świadomość takich zachowań, a wiele ich, chciałam zapytać takich gapiów, co chcą zobaczyć, czego oczekują, na co liczą, co sprawia, że aż tak zależy im na zobaczeniu takich „atrakcji”. Może sami nie wiedzą. Może daje im to poczucie, że dobrze, że nie oni są na miejscu tych rodzin, może po prostu chcą sobie powiedzieć „ludzie, to mają zmartwienia, nie ma co narzekać”. Tak jakby nieszczęście innych dawało nam poczucie własnego spokoju. W gruncie rzeczy chodzi o zaspokojenie zwykłej ludzkiej ciekawości, a głupota ludzka, jak wiadomo, nie zna granic.
Podobnie rzeczy się mają, gdy chodzi o rodziny z chorym lub niepełnosprawnym dzieckiem. Wcale nie chodzi o to, by biegać oferować pomoc wspomagać materialnie, choć i to jest ważne. Jednak chciałabym zwrócić uwagę na pewną rzecz, która nie dość, że nie pomaga takim rodzinom to jeszcze ich przytłacza. I temu właśnie winni są ludzie, którzy bladego pojęcia nie mają co np. oznacza mieć niepełnosprawne dziecko, bez względu, czy jest to niepełnosprawność umysłowa, czy taka, która ogranicza dziecko ruchowo. Czynią rzeczy, które na starcie te rodziny czynią wyróżniającymi się lub wytykanymi palcami, może i wszystko idzie do przodu, ale jeśli chodzi o te rzeczy to stoimy w miejscu. Wystarczy tylko trochę poobserwować zachowania ludzkie, poczytać artykułów, czy obejrzeć jakiś program, by wiedzieć, że zachowanie osób niewtajemniczonych jest dalekie od ideału. Śledzę różne blogi i wpisy i jednego czego ludzie z chorym dzieckiem potrzebują to normalność. Na pewno nie litość i nie współczucia. Oni wiedzą, że ich sytuacja jest trudna i że się nie zmieni się, że dziecko będzie ich potrzebować do końca życia. Nie trzeba ich upewniać dalej w tym przekonaniu, bo oni doskonale o tym wiedzą. Często takie rodziny martwią się co stanie się z takim dzieckiem, gdy już rodziców zabraknie, kto się nim zajmie i to jest największy ich problem i wielka niewiadoma.
Kolejnej rzeczy jakiej nie potrzebują i która im nie pomoże to stwierdzenia typu „ale Ty to masz siłę”. Pytam, a co ma zrobić taka osoba, usiąść i płakać, komu pomoże taką postawą, bo nie pomoże ani sobie, ani temu dziecku. To nie jest tak, że te rzeczy spotykają tylko silnych, bo słabi nie daliby rady. Człowiek staję się silny, gdy sytuacja tego wymaga, często sam jeszcze nie wie ile jest w stanie wytrzymać, ile jeszcze może znieść. Im bardziej wie, że może liczyć tylko na siebie, bo nikt za niego nie udźwignie niektórych rzeczy, tym bardziej jest się w stanie zmobilizować. No i daje radę, a wszyscy nie mogą wyjść z podziwu jak on to robi. Miłość jest w stanie czynić cuda i to nie takie, które uzdrawiają, bo człowiek nie ma tej mocy, ale takie, które pozwalają zapomnieć o własnych potrzebach, by tylko komuś ulżyć. Miłość czasami może nie tyle co pomoże, ale pozwoli odejść dla dobra tej drugiej osoby. Jesteś w stanie chcieć odebrać sobie coś lub kogoś tylko by komuś już było tylko lepiej, jesteś w stanie przez to przejść, a nawet poczuć ulgę. Ale to chyba wymaga jednak pracy nad sobą. I dużej dojrzałości. Trudne do pojęcia, ale prawdziwe. Dla niektórych science fiction. Czasami rodzicom przychodzi właśnie zmierzyć się z czymś o wiele gorszym, śmiertelną chorobą i w konsekwencji śmiercią dziecka, ale to już odrębny temat. Temat bliski memu sercu, ale to nie czas i miejsce. Może jeszcze kiedyś przyjdzie i na to czas, choć rozdział nie pomieściłby wszystkiego, trzeba byłoby napisać książkę, a temat miałby pewnie największe grono odbiorców. Myślę, że nie byłaby to forma taką, której by wszyscy się spodziewali. Bo co innego jesteśmy wstanie sobie wyobrazić, a co innego osoby dotknięte tragediami czynią i nawet postępują w sposób niezrozumiały dla tych, którzy tego nie doświadczyli. W takich sytuacjach nie ma dziwnych zachowań są tylko prawdziwe. Zresztą nie zaspokoję w ten sposób ciekawości innych, bo nade wszystko cenię sobie prywatność, nie chcę też tym podnosić sobie statystyk, nie za wszelka cenę. Wracając do tematu, chciałabym dodać, że wokół nas spotykamy wielu ludzi dotkniętych przez los, każdy jest inny, każdy potrzebuje czegoś innego. Wyobraźmy sobie dzieci np. z zespołem Downa, ich inność rzuca się w oczy, zwykły przechodzień po prostu patrzy, myślicie, że ich rodziny i oni sami tego nie czują. Oni by chcieli po prostu funkcjonować normalnie i nie czuć się w żaden sposób wyróżnionymi, a na pewno nie z powodu choroby. Wtedy nie pytamy dlaczego to ich spotkało, jakie to niesprawiedliwe, pytamy tylko wtedy gdy takie rzeczy nas dotykają. Pytanie retoryczne, tak jak ktoś by mógł znać odpowiedź. Takie rzeczy nigdy nie są sprawiedliwe, ale ludzie uczą się z tym żyć i nawet cieszyć, ze dziecko robi postępy, jeśli nie chodziło cieszą się z każdego kroku, jeśli nie mówiło cieszą się z każdego słowa. Akceptują je takim jakim ono jest, nigdy nie zamieniliby go ta kogoś innego. Bo czy zdrowe, czy chore, ale Twoje. Pewnie, że daliby wiele, aby było inaczej, ale skoro nie mogą, to doceniają, to co mają. Najlepiej zdają sobie sprawę z wartości jaką jest zdrowie i życie.
W pewien sposób dzieci dotknięte przez los nie pasują do wyidealizowanego świata jaki oferują media. Idealna rodzina: rodzice i dwójka dzieci najlepiej parka, chłopiec i dziewczyna, gdzie tu miejsce na dziecko np. na wózku.
Tak nam brak empatii tylko stać nas na to, aby się pogapić i wydukać „jak wy to robicie”. Nie rzadko też brakuje spostrzeżeń typu „ja to bym tak nie potrafił”. Pytam, a co byś zrobił „porzucił własne dziecko”. Tak najprościej i najłatwiej, to nie wymaga żadnego wysiłku. Tylko nieliczni tak czynią, bo reszta jakoś daje radę i nie wyobraża sobie, że mogłaby inaczej. Niektórzy mówią często ”nie wyobrażam sobie tego”. Widzisz Ty nawet nie możesz sobie tego wyobrazić, a inni przeżywają to na co dzień. Często padają słowa „jak Ja Cię podziwiam”, podziwiać to Ty możesz obraz w galerii, krajobraz, górski widok, a nie człowieka, która chce sprostać swoim zadaniom i wypełnić misję, która została mu powierzona. Jak masz mówić takie głupoty nie mów nic czasami milczenie jest na wagę złota, a filozofów dość wśród nas. Co masz robić? Jeśli nie pomożesz, to przynajmniej nie komentuj i nie dopatruj się tego czego nie ma. No i doceń to co masz, bo nic nie jest dan raz na zawsze.
Wszystkie sytuacje, które opisałam mogą dotknąć Ciebie Twojej rodziny, nikomu tego nie życzę, ale takie jest życie. Czasami masz poczucie, ze tragedie dzieją się gdzieś tam z dala od nas, u kogoś. Nie myślisz, że Ty możesz być następnym. Zastanów się czy chciałbyś, aby inni zachowywali się w stosunku do Ciebie jak Ty zachowujesz się w stosunku do nich, zamieniając zwykłą empatię na zaspokojenie swoich potrzeb, aby pożywić się sensacją.
Częściej skupiamy się na przyczynach tragedii i na tym, ze można było jej uniknąć, niż na emocjach, jakie w danej chwili towarzyszą rodzinom ofiar różnorakich wypadków. Spójrzcie słyszymy o tym, ze dziecko wypada z okna. Pierwszy odruch, zadajemy pytanie jak do tego doszło, gdzie byli opiekunowie, jak można było do tego dopuścić. A tak naprawdę ktoś, gdzieś przeżywa koszmar. Pewnie, że takie rzeczy dzieją się przez nieuwagę, ale jakie to ma znaczenie dla tych rodzin, dla nich stało się coś najgorszego nie dość, że stracili dziecko, to jeszcze będą musieli żyć z wyrzutami sumienia. Dla nich to największa kara. Ciągle słyszymy o wypadkach samochodowych. To prawda, że gdyby nie brawura, nadmierna prędkość i alkohol do większości z nich by nie doszło. Tylko jakie to znów ma znaczenie dla rodzin ofiar, nie zmienia to faktu, że kogoś już nie ma nawet jeśli stało się to na jego życzenie. Oceniamy pomijając z czym przyszło żyć tym, którzy zostali. Sytuacja sprzed kilku dni – tragedia w górach. A ludzie piszą po co oni tam szli, mimo ostrzeżeń. Wiadomo nie powinni, ale znów gdzie ta empatia, jakie to pocieszenie dla ich rodzin wiedząc, że gdyby rozwaga to ich bliscy by zostali? Żadne ich już nie ma i nie będzie, bez względu na to, czy wiedzieli, czy nie byli świadomi zagrożenia, to ich już nie ma. Dla bliskich liczy się tylko strata.
Zastanów się, czy chciałbyś, gdyby śmierć Twoich bliskich była tak komentowana? Pewnie nie to dlaczego tak robisz? Dziś Ty jesteś obserwatorem takich zdarzeń, jutro to inni mogą komentować podobne zdarzenia z Twoim udziałem, bądź z udziałem osób z Twojej rodziny.
Mam nadzieję, że artykuł da wam wiele do myślenia i przeanalizowania ludzkich zachowań. Myślę że trudno się z tym nie zgodzić i zaprzeczać, bo to co opisałam to samo życie, sytuacje znane i zapewne nie obce każdemu z nas. Jak zwykle artykuł szczery do bólu, ale moim celem nie jest słodzenie i poklepywanie każdego po ramieniu, gdybym tak chciała założyłabym bloga o tym jak być dobrą mamą, jak to dziś jesteśmy umęczone, jak się poświęcamy, jak nie dosypiamy i nie mamy czasu dla siebie (sama czytam takie blogi), bo tak jest, to prawda. Tylko zobacz jak to wszystko się ma do tych rzeczy, które opisałam? Nijak, nawet takie umęczenie przegrywa z ludzką tragedią, ze śmiercią i nie da się tu nic wylicytować. A to co pozostaje to cieszyć się z takiego „umęczenia”, bo mimo wszystko masz to szczęście.
Na wielu innych blogach znajdziesz to co chcesz przeczytać, usłyszeć, odnajdziesz część siebie i takie są między innymi blogi o macierzyństwie, podają Ci na tacy co w danym momencie jest Ci potrzebne. Bo tak wielu ma, bo wszyscy Cię rozumieją, nie jesteś sam i taki tam pitu, pitu. W ten sposób szybko zaskarbiają sobie sympatie czytelników. Na moim blogu tego nie znajdziesz i tym właśnie mój blog różni się od innych. Tak jak już pisałam najważniejsza jest prawda i szczerość czasem do bólu, a nie zjednywanie sobie czytelników na siłę. Stawiam sobie za cel pisanie o rzeczach ważnych i najważniejszych, a nie o tym np. czy dziecku na śniadanie podać płatki z mlekiem, czy może lepiej kanapkę.
Piszę od siebie, tak jak czuję, nie musicie wcale podzielać mojego zdania, nie twierdzę, że we wszystkim mam rację. Jestem człowiekiem i mogę się mylić.
Zawsze punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Mam nadzieję, że czytając ten artykuł, nie nudziliście się. Następny myślę, że w piątek, tak na zakończenie wakacji. Specjalny dla wszystkich uczniów, ale bardziej dla rodziców. Będzie tym razem krótko zwięźle i jak zwykle szczerze.